Kopytka w sosie z dzikiej róży

Dzika róża to temat wspaniały w okresie jesień-zima.
Truizmem jest oczywiście to że owoc jest ultra zdrowy ale poza tym jest również bardzo smaczny.
Jedynym problemem jest obróbka gdyż drążenie owocu dzikiej róży jest upierdliwe.

Ja wymyśliłem sobie sposób na obejście klasycznego drylowania więc taki sos z dzikiej róży gości u mnie w domowej kuchni dość często .

Jeśli jesteście ciekawi przepisu, zapraszam !

  • 4-5 wysokoskrobiowych ziemniaków
  • szklanka dzikiej róży (owoc)
  • mąka pszenna
  • 1 jajko
  • miód
  • sól
  • orzechy włoskie
  • masło
  • cytryna

Zaczynamy od ugotowania ziemniaków w mundurkach w osolonej wodzie.
Kiedy są miękkie zostawiamy je do ostygnięcia.

Dziką różę myjemy i wrzucamy do garnka, zalewamy wodą trochę ponad poziom róży.
Gotujemy dziką różę ok 20 min aż będzie całkowita miękka, najlepiej to robić pod przykryciem aby odparowało nam jak najmniej płynu.

Kiedy róża się ugotuje przecieramy ją przez przecierak o drobnych oczkach do osobnej miski.
Pozostałe nam pestki oczywiście zostawiamy, można zaparzyć z nich herbatkę którą później przecedzamy i pijemy;)

Przetartą różę wylewamy na patelnie i chwile podgrzewamy mieszając, doprawiamy miodem i sokiem z cytryny. Jeśli sos wyszedł bardzo gęsty można dolać odrobinę przegotowanej wodzie.

Ziemniaki wystudzone obieramy ze skórki i przeciskamy przez praskę do miski, wbijamy jajko, odrobine solimy i podsypujemy mąki małymi porcjami do momentu aż ciasto przestanie kleić się do rąk.

Ciasto dzielimy na 3 części, każdą część ręcznie wałkujemy tak aby stworzyć długi owalny „wąż”, przyklepujemy go odrobinę i nożem wycinamy kopytka.

Gotujemy je 3-4 min w osolonej wodzie. Wyciągamy na talerz.

Orzechy włoskie siekamy i podsmażamy je na maśle.

Kopytka również podsmażamy na masełku, podajemy polane sosem z dzikiej róży i posypujemy podsmażonymi orzechami włoskimi.

2 komentarze Dodaj własny

  1. Marzynia's awatar Marzynia pisze:

    U mnie dzika róża już się średnio nadaje do przetwórstwa (przeszedł mróz, jest skapcaniała). Pewnie w cieplejszych rejonach Polski jeszcze można ją zbierać (ja mieszkam na Pogórzu, wysoko! na 400 metrach). ZAWSZE warto zbierać dary natury, chociaż moja Wataha chyba by takich kopytek nie zjadła 🙂

    Polubienie

    1. Ja zbieram jak leci i te miękkie i te lekko podfermentowane i te twarde. Jeśli nie są zgnite to się nadają.

      Polubienie

Dodaj odpowiedź do Marzynia Anuluj pisanie odpowiedzi