
Nareszcie mam go i ja !
Udało mi się znaleźć żółciaka, oczywiście widywałem się z nim wcześniej już nie raz ale albo był w centrum miasta, albo rósł na robinii albo był już całkiem stary…
Ten był na granicy ale jeszcze do zjedzenia, zebrałem więc go i ruszyłem do domu aby go obgotować i zamrozić – na kotlety !

- ok 500g żółciaka siarokowego
- 4 jajka
- łyżka musztardy (ostrej)
- bułka tarta
- 1 duża cebula
- 50g masłą
- odrobina oleju roślinnego
- 3 ząbki czosnku
- sól i grubo mielony pieprz
- czerstwa bułka namoczona w mleku
- tłuszcz do smażenia kotletów
- liść laurowy i ziele angielskie
Żółciaka kroimy na mniejsze części, odcinając trzonki które zwykle są twarde. Nastawiamy wodę z solą, liściem i zielem. Trzeba posolić ją tak jak na makaron.
Kiedy woda się zagotuję wrzucamy grzyba i gotujemy na wolnym ogniu ok 20 min, wyławiamy go i pozostawiamy do ostygnięcia.
Odciskamy wodę z żółciaka i mielimy go na średnich oczkach w maszynce do mielenia mięsa.
Cebule siekamy drobno i złocimy ją na maśle z odrobiną oleju, studzimy ją.
Wraz z tłuszczem dodajemy ją do masy z mielonego grzyba.
Dokładamy musztardę, przeciśnięte przez praskę ząbki czosnku, sól, dużo pieprzu i jajka.
Mieszamy wszystko razem powoli dodając bułki tartej tak aby konsystencja masy była stabilna i dała się łatwo formować.
Kotlety przed smażeniem obtaczamy w bułce tartej.
Smażymy na rumiano z dwóch stron, powoli na średnim ogniu.
Ja podałem je z ziemniakami, buraczkami i marynowanym maślakiem;)
Co roku (i to i wiosną, i jesienią) podziwiam cudne żółciaki na starej czereśni, ale Teściowa (z Sanepidu, co ją tłumaczy) zabroniła mi go jeść pod karą wydziedziczenia 😀
PolubieniePolubienie