
Ileż to ja już eksperymentów z takimi „fermentami” na dzikich drożdżach poczyniłem – nie wszystkie wychodzą dobre, więc nie wszystkimi się chwalę, ale tym akurat to muszę, bo przerósł moje oczekiwania smakowe!
Jak byłem w szalonym wieku gimnazjalnym, a czasy to były już całkiem odległe, zdarzało się nam (często, za często) z kolegami, zamiast iść do szkoły, szwędać się po Karczówce i próbować wątpliwej jakości trunków zwanych wtedy prostymi winami. Kupowali nam je okoliczni koneserzy za odpowiednią opłatą 1 zł, gdyż pani w sklepie na Karczówce młodzieży alkoholu nie chciała sprzedawać – i bardzo dobrze. Różne to były wynalazki: miętowe, jabłkowe, wiśniowe czy bardziej egzotyczne smaki jak kokos, czekolada czy właśnie lipa z miodem.
To ostatnie było tak niedobre, że długie lata na samo hasło „lipa z miodem” przypominał mi się ten okropny plastikowy baniaczek…
Cóż – postanowiłem w tym roku odczarować to połączenie smakowe i nastawiłem eksperymentalny ferment na dzikich drożdżach:

2800 ml wody
ok. 50 g kwiatów lipy
350 g miodu wielokwiatowego
sok z 3 cytryn
Zalałem kwiaty lipy wrzątkiem w słoju i zostawiłem aż wystygły – w ten sposób wywar nabrał mocy i smaku. Nie skorzystałem z dzikich drożdży z kwiatów (wrzątek je zabił), a postawiłem na dzikie drożdże z miodu – miód użyłem żywy, niepodgrzewany.
Kiedy wywar miał temperaturę pokojową, dodałem miód, sok z cytryny i dokładnie wymieszałem – zostawiłem kwiaty w środku.
Przykryłem ściereczką – codziennie mieszałem i kontrolowałem smak fermentu. Po ok. 7 dniach przestał być słodki, a pojawiły się charakterystyczne nuty drożdżowo-fermentacyjne.
Zlałem go do butelek.
Nie wyszedł mocno gazowany – ale to dobrze. Powiem Wam, że najczęściej nastawiam fermenty na cukrze białym (najtaniej, a i tak drożdże go zjadają), ale z takiej fermentacji bywa, że goryczka mi przeszkadza – biały cukier zwykle powoduje właśnie gorzki smak gotowego napoju, szczególnie po dłuższym leżakowaniu.
W przypadku miodu (poza miodowym smakiem oczywiście) tej goryczki praktycznie nie ma, co sprawia, iż – gdyby nie koszty – w ogóle nie fermentowałbym na cukrze.
Ja wolę smaki wytrawne, więc zwykle leżakuję długo, aby cały cukier został zjedzony – jeśli ktoś lubi słodkie fermenty, to w przypadku cukru tej goryczy nie odczuje.
Tak się składa, że będę miał jutro ze sobą w Olszówce 2 schłodzone butelki Lipy z Miodem. Nie to, że namawiam, ale wiecie… ![]()
A Wy – eksperymentujecie z tym klasycznym mariażem lipy i miodu?
P.S. a kwiaty lipy zbierałem właśnie na Karczówce – obok drewnianej wiatki gdzie kiedyś wraz z Michałem i Karolem (pozdrawiam;)) raczyliśmy się tymi zacnymi trunkami ![]()
#ferment#dzikiedrozdze#lipa#miód#fermentacja#napojedomowe#napojeroślinne#dzikakuchnia#naturalnefermenty#napójnadzikichdrożdżach#dzikieżycie#kwiatylipy#dzikieprzetwory#herbatazlipy#miodemalowane#eksperymentykulinarne#dzikienapoje#dzikakuchniawpraktyce#domowakuchnia#karczówka#smakidzieciństwa#fermentylokalne#dzikainspiracja

Fajna opowieść i niezwykły przepis. I nie wiedziałam, że biały cukier może powodować gorzki posmak…
Pozdrowienia ze Słowenii! Tutaj swatowa akurat fermentuje biały bez (bo w górach dopiero kwitnie), ale inaczej – z dodatkiem odrobiny drożdży.
PolubieniePolubienie